Wiele lat za granicą
Marek Włodarczyk dorastał w Łodzi, gdzie studiował, a potem występował w teatrze. Debiutował pod koniec lat 70. w filmie „Sowizdrzał świętokrzyski” obok Beaty Tyszkiewicz. Los sprawił, że wyjechał do Berlina niedługo przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce. Choć miał możliwość powrotu do kraju, nie zdecydował się na to. Oprócz kariery aktorskiej i uniwersyteckiej dorabiał jako mechanik samochodowy. - Ja przyjechałem do Polski w dwa tysiące czwartym roku, jak mnie ściągnięto do „Kryminalnych”, a wcześniej spędziłem dwadzieścia trzy lata w Niemczech - mówi.
Więzy krwi
Aktor ma trzech synów, z którymi razem tworzą patchworkowy model rodziny. - Ja pochodzę z rozbitego małżeństwa, więc wychowała mnie ulica. Mój błąd, który sobie dziś zarzucam, że chłopakom jako ten młody ojciec - zaangażowany w zarabianie pieniędzy i zadbanie o rodzinę - poświęcałem za mało czasu i teraz staram się to nadrobić, więc wykazuje się nadgorliwością w stosunku do nich. Czego nie rozumie, ani Patryk, ani Vincent, ani Simon. Bo ja im mówię, jak zęby umyć na przykład - zwierza się Marek Włodarczyk ze swojej dojrzałej troskliwość. Co uznaje za swój życiowy sukces? - To, że dziś siedzimy przy jednym stole i czujemy się nawzajem - podkreśla.
Rozmowa przede wszystkim
Dojrzały artysta bardzo ceni sobie otwartość w relacjach. - Ja im mówię wszystko! Nie ma żadnego tabu. Jestem na etapie, że mogą mnie pytać o wszystko. O moje relacje z matką, o mój obecny związek... Mam wrażenie, że to otwarcie bardzo profituje. Namawiam ich do tego samego, bo wiem, że młody człowiek styka się z różnymi problemami i wiele w sobie nosi. Więc nawet jakby to był najgorszy temat, to mówię - przychodźcie.
Przeczytaj więcej na Polsat Café: „Demakijaż”: Marek i Vincent Włodarczyk.
„Sprawiedliwi - Wydział Kryminalny” od poniedziałku do piątku o godz. 20:00 w Czwórce.